Szedłem przez jedną wioskę,
I nadybałym dziwczę,
Nóżki zgrabniutkie, rączki cieniutkie,
I dwa oczka niebieskie.
Ja ją se polubiłem,
Ona mnie pokuchala,
W szczęściu miłosnym, życiu radosnym,
Spędziłem zimu całę.
A gdy nadeszła wiosna,
Do poboru stawałem,
Za okazutem byłem rekrutem,
Jesieniom rukowałem.
A gdy na warcie stałem,
O swej liubej myślałem,
Na broni wsparty, na spół umarty,
I w tym razie zasnąłem.
Przyśniło mi się we śnie,
Że płakała żalosnie,
Rączki łamała, na mnie wołała,
Och luby, pocieszże mie!
A ja się przebudziłem,
Rewolwer wydobyłem,
Z dalekiej strony do ulubione,
Czym prędzyj pospieszyłem.
Szedłem przez drugą wioskę,
A tam muzyka grała,
Moja najmilsza z wiankim na głowie,
Innemu rączkę dała.
A ja się żażaliłem,
Riewolwer wydobyłem,
Podłej kuchance pod samo serce
Trzy razy wystrzeliłem.
Może kto kochankę macie,
Wy jej serca nie znacie,
Ty ją całujesz, ściskasz, miłujesz,
A ona na pliecach ma cię.